wtorek, 24 lipca 2012

Boom budowlany

Z tarasu jak dzika sroka obserwuję, co się dzieje w tym sultanpurskim organizmie, który to żyje swoim chaotycznym życiem.

Piątek czy niedziela Sultanpur się rozrasta z tempem powojennej Polski. Jak po jakiejś katastrofie naturalnej, która trwała tutaj tysiąc lat, wyrastają jak grzyby potworkowate budynki- klitki. Na rusztowaniach z bambusa uwieszeni piędziesięciokilogramowi robotnicy. Śpiący na placu budowy z braku laku. Imigranci z okolicznych wiosek, którzy z całymi rodzinami dziesięcioma rękami skrobią tynki i mielą cement. Dzieciaki rzucają się cegłami i bawią w chowanego na niezabezpieczonych dachach. Na południu bez zmian.


Taki straszak z wystającymi prętami tuż pod moim domem i dzielna czwórka (w tym jedna dama w sari), którzy dokładają swoje cegiełki do boomu deweloperskiego. Choćby cała wioska się złożyła, nie stać by ich było na metr kwadratowy mieszkania w Delhi. Ale wrócą po kilku miesiącach  z wypłatą na godny rok.
Zabiją śmiechem na pytanie o BHP. Boso i gołymi rękami. Jakby to była piaskownica. Bez żadnych pretensji.

Mnóstwo tych budowlanych outsiderów na każdym kroku. Całe Delhi, jak po wojnie kwitnie w zastraszającym Europę tempie. Lepiej tu spać na placu budowy z pewną pracą i miską ryżu niż umierać z głodu na prowincji. Stolyca przyciąga jak magnes, żebraków również. Nie odkryłam Ameryki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz