wtorek, 24 lipca 2012

Gdzie leży Bhutan

Pierwszy raz w swoim życiu spotkałam człowieka z Bhutanu. Jeszcze na liście są mieszkańcy Madagaskaru, Papui i Nowej Gwinei oraz Gibonu. Nie mniej jednak zostałam ewidentnie wyrwana (z tłumu) przez siedemdzisięcioletniego dziadka.

Uczulona na nagabywaczy, namolnych riksiarzy na początku byłam bardzo niemiła. Spieszyłam się na metro i nie miałam ochoty przystawać, udawać zainteresowania zakupem wycieczki czy pościeli. Nie chcę, nie mam czasu, nie ma mnie!

Jednak z szacunku dla rocznika 30', przystanęłam i wymieniłam parę zdań, które zamieniły się w półgodzinną rozmowę. Bhutańczyk Butu zauroczył mnie swoją szczerością i historią, z której możnaby zrobić kontynuację Siedmiu lat w Tybecie. 

Otóż Bhutu, ubrany w jasne dżinsy i biały T-shirt wyróżniał się swoją młodzieńczą postawą, choć z twarzą pomarszczoną jak sułtanki. Przyjechał do Delhi z himalajskiej wioski, gdzie zostawił kilkunastoosobową rodzinę. W Indiach szukał pracy jako wykładowca (profesor) od rolnictwa. Bardzo enigmatyczna działka, ale uwierzyłam. Czując się ciągle głową rodziny, szukał zajęcia, które ich wspomoże, szczególnie uczącą się córkę (sic!). Butu, poniewierany po noclegowniach, póki co pracuje przy najprostrzych pracach fizycznych, zbierając na talerz ryżu. W wolnym czasie krząta się po bibliotekach i po szkołach zawodowych, pytając o etat. Póki co również udziela korepetycji, biorąc po kilka złotych od biednych rodzin. Prozaiczna sprawa, która mu doskwiera, to brak komórki. Jak stwierdził, mógłby zyskać więcej uczniów z ogłoszenia.

Butu prowadził monolog o swojej pracy, kobietach z wioski, które potrafią udźwignąć na głowie dwadzieścia kilogramów i krytyce Hindusów, którzy modlą się do krów, nie pytając mnie o moje powody bycia tutaj. Nie odpowiadał na większość moich pytań, bo w sumie ich nie potrzebował. Kalecząc angielski, ale mowiac bardzo zrozumiale, był w stanie barwnie i rzeczowo opowiadać swoją historię.

Jak się później okazało, Butu nie słyszał. Co najwyżej raz na jakiś czas czytał nieporadnie z moich ust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz