środa, 18 lipca 2012

Jutro albo pojutrze

Żarówka w toalecie padła dwa tygodnie temu. Zdarza się. Jednak do tej pory nasza kawiarka i woźny w jednej osobie nie ma sposobności, co by ją wymienić. Nie powinno się zdarzać. Na szczęście jest druga toaleta.

Nasz właściciel obiecał wymianę zamka w ramach przeprowadzki dwa miesiące temu. Czekałam tydzień. Nic. Miesiąc i nic. Kolejnego ponaglania to kolejne obietnice. Niedotrzymane oczywiście. Ciągle zamykam drzwi na kłódkę.

Mistrzowie "Jutra". Czyli zrobię to jutro w wydaniu hinduskim potrafi przedłużać się w nieskończoność i dopiero postawienie pod ścianą z batem w ręce może przynieść jakieś efekty. Bata nie mam, ale frustracja pozostaje.

Kolejny przykład, tym razem z happy endem: po trzech miesiącach zagadywania o wizytówki wreszcie je dostałam! Pierwsze w swoim życiu. Made in India. Wszystko byłoby ok, ale niestety nasza sekretarka wziął moje zdjęcie paszportowe i wkleił w prawym górnym rogu. W efekcie wizytówki wyglądają jak listy gończe i z żalem, aż tak bardzo się nimi nie chwalę- rozdałam może pięć z wielkim zażenowaniem. Sezon na imprezy networkingowe chyba się powoli kończy, a kolejna wtedy, kiedy mam nadzieję będę kilkaset kilometrów od Delhi. Pseudowizytówki spalę, oprócz kilku, które wezmę na pamiątkę- jak się ich nie powinno robić!


Dodatkowo z informacji pracowniczych- zmieniamy lokum, na miejsce, które bardziej by mi pasowało pod kątem dojazdów. Decyzja już podjęta i w połowie sierpnia przenosimy graty kilka stacji bliżej centrum, do bardziej reprezentatywnej dzielnicy- apartamentowca z setką biur, monitoringiem i woźnym. Szkoda, że tak późńo i pewnie znając hinduską punktualność- już tego nie doczekam. Jednak brawo dla firmy, że się rozwija i nie będzie straszyć gości domkiem z Saskiej Kępy. 

Pielgrzymi pomarańczowi się zmyli, a po sobie zostawili niemało souvenirów. Posprząta się jutro, albo pojutrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz