niedziela, 17 czerwca 2012

Areszt domowy


W Indiach lepiej nie chorować, jeśli ma się w perspektywie pozostanie w mieszkaniu o temperaturze 45 stopni. Nieważne czy to zwykłe przeziębienie czy zatrucie- klimatyzacja w pracy przynosi większą ulgę niż własne cztery kąty. Więc tematy tego weekendu ograniczają się do mojego M2 i tarasu na dachu. 


Zatkany cieknący nos- rewelacyjny sposób na spędzenie piłkarskiego weekendu. Od kilku dni próbuję rozgryźć zagadkę, czy przy takiej temperaturze powietrza da się zmierzyć gorączkę. Nie żebym miała z tym problem- mój organizm dzielnie trzyma się przy 36.6. 

Regularnie w okolicach południa odcinają prąd, więc przenoszę się na górę na taras, gdzie co prawda trudno o cień, za to można poodychać w miarę świeżym powietrzem i nacieszyć oko naturalnym światłem. Panorama z trzeciego piętra nie powala na kolana, ale lepszy taki widok niż zza mojego okna. Można poczuć choć trochę więcej przestrzeni i popodglądać sąsiadów, jak wścibska baba- poduszkowiec (ksywa od poduszek, które podkłada się dla wygody pod łokcie stercząc w oknie).


Z minaretu na przeciwko nawołuje się wiernych do modlitwy, w tle skoczna muzyka sąsiadów i masala w powietrzu, którą to wyczuwam mimo chwilowego upośledzenia węchu. Za chwilę obiad u sąsiadów, a u mnie też choć jeszcze w częściach pierwszych.

Moja głowa we Wrocławiu, który pewnie cały jest wyścielony piłkarską murawą. Do boju. Z racji kontuzji nigdzie nie wychodzilam ogladac naszych bialo-czerownych, tym bardziej, ze nie ma pewnosci, ktory mecz organizatorzy wybiora. Czesko-polska komedie czy rusko-grecka tragedie. 

Już znam wynik i w kraju smuda narodowa, czyż nie? Moje morale bardzo mocno podnieśli piłkarze ręczni i siatkowi. Pierwsi w konfrontacji z Litwą, drudzy z Brazylią- nie pozostawili szans rywalom. Mój dostawca internetu okazał się łaskawy i w wersji hinduskiej HD, obejrzałam.

Ciąg dalszy nastąpi. Mój również- ja kontra przeziębienie 2-0 i przechodzę do kolejnej rundy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz