Wrocławski terminal, jeszcze stary i
ciasny. Trzy bramki- Eindhoven, Warszawa i Munich. Tak zaczyna się przygoda z
New Delhi. Siedzę już sobie wygodnie jak struś i śmieję się pod nosem z
pasażerów ściągających i zakładających paski do kontroli. Co można przewieźć w
paskach? Oczywiście jak przechodziłam musiałam kilka razy zapikać i w nagrodę
dostałam od pani celnik rewizję osobistą. Sprawdziła moje wymiary w zimowych
rękawiczkach i chyba były ok, skoro przewinęli mnie dalej.
Wybrałam lot Lufthansą z Wrocławia przez Monachium, bo niestety z wyprzedzeniem miesięcznym to oni mieli najbardziej ekonomiczną ofertę. Wprawieni w bojach polecali mi jeszcze Aeroflot i rzeczywiście ich ceny są mocno konkurencyjne, ale lot trzeba zaplanować z dużym wyprzedzeniem. Wtedy można zmieścić się w 2000zł, albo nawet zjechać do 1600zł.
Zatem w ręce bilet powrotny za pół roku-
10 września, by wylądować być może już w nowym terminalu- o ironio 11/09 po
talibsku.
W głowie przewijam listę bardziej lub
mniej potrzebnych rzeczy. Paszport, kasa, komputer- są. Przywiązane dokumenty
na biodrach pederastką nie wyglądają przesadnie atrakcyjnie, no ale pederastka
skutecznie odstraszam złodzieji.
O 7 z grubszym hakiem będą czekali na
mnie z balonikami i fanfarami. Na pewno pół dehlijskiego lotniska będzie miała
moje imię na tabliczce. Curry i kebabem mnie powitają i zatańczą coś
bombajskiego. A tak naprawdę jestem przygotowana na następując hinduskie
ekscesy:
- nikt na mnie nie będzie czekać, a jak zadzwonię spytają kim jestem (oczywiście jeśli odbiorą)
- kilkudziesięciu taksówkarzy rzuci się na mnie jak szarańcza i zapewni, że to właśnie oni zostali po mnie wysłani
- półprzytomna wejdę do taksówki i wywiozą mnie na hinduskie zadupie i sprzedadzą na burdele lub zapiekanki, wcześniej robiąc pożytek z moich bransoletek i paciorków.
Oby więc rzeczywistość okazała się czymś
pomiędzy bolywoodzkim snem a slumdogowym koszmarem. Wolałabym sama pojechać
taksówką na Sultanpur (pre- paidem jak mi radzą) i nie czekać na AIESECowców i
ich rodziny.
Zacznijmy zatem zabawę, jak śpiewa klasyk
gatunku- Pink.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz