czwartek, 14 czerwca 2012

Futbol po hindusku


To chyba najbardziej kryzyzowy moment bycia tutaj, kiedy trzeba doznawać sportowych wzruszeń i szewskiej pasji tak daleko od domu, na dodatek w środowisku tak nieprzyjaznym dla piłki nożnej.

...and football

W ciągu ostatnich dni przekonaliśmy się na własnej skórze, co dla HIndusów znaczy strefa kibica i transmisja na żywo. Szukaliśmy długo dobrego miejsca do kibicowania. Knajpa reklamowała piątkową noc, jako typowo piłkarską. Jednak na miejscu, zamiast Szczęsnego powitał nas jeszcze Federer. Z całym szacunkiem dla fanów tenisa- ale to nie dla Rolanda Garrosa przejechaliśmy pół miasta! W środku wiało pustkami, a sztuczny tłum robili kelnerzy. Podeszliśmy do jednego z nich i grzecznie poprosiliśmy o zmianę kanału, na co dostaliśmy odpowiedź (minutę przed transmisją), że mecz się jeszcze nie zaczął. Na dowód tego zmienił stację i pokazał, że piłkarze dopiero się ustawiają, śpiewają hymny, tłumy z pomponami itp. Ręce nam opadły. Dodatkowo w tle zamiast hymnów narodowych- najnowsze hity dyskoteki. Mimo naszych próśb i krzyków muzyka taneczna towarzyszyła nam do końca spotkania Polska- Grecja. Byłam jednak dzielna i nie dałam się zwieść rytmicznemu hop-sa- sa. 

Jednak wyzwanie przyjęte. To nie Donieck czy Wrocław, trudności trzeba zaakceptować lub wyjść. Zostaliśmy. I warto było, choćby dla pierwszej połowy, w której nasi pokazali ułańską fantazję. Moje barowe krzesełko rosło w oczach, ale radość skończyła się wraz z pierwszą połową i potem już niecenzuralne słowa padały w różnych językach. Miałam wsparcie praktycznie całego pubu, więc wygląda na to, że obecnie niezbyt wielu Europejczyków lubi Greków. Szczególnie dostrzegalny doping Niemców, którzy to znają połowę naszej drużyny z ligii niemieckiej. Wyrównanie Greków zostało przyjęte bez entuzjazmu, za to kolejna eksplozja przy obronie karnego przez Tytonia.

To dopiero pierwsza runda rozgrywek, ale frekwencja nie dopisuje. Mam nadzieję, że wszystko się dopiero powoli rozkręca i cudzoziemska mniejszość w Delhi wreszcie się zjednoczy przeciwko dyktatowi krykieta.

Kolejne dni powszednie z transmisjami od 21.30 oglądałam z zaciśniętymi pięściami, a nie kciukami. To test cierpliwości na poziomie mistrzowskim. Każdego dnia szczególnie wieczorem następują przerwy w dostawie prądu- na kilka minut lub całą połówkę meczu. Nikt nie zachowuje spokoju i gdy zapada ciemność można odbyć lekcję języków obcych- wyrażenia do opisu kryzysowej sytuacji lub zdenerwowania, czy agresji. Obwiniane są Indie, Bóg i czerwiec, na wszelkie niecenzuralne sposoby.Chwile bez prądu i dostawy najnowszych informacji meczowych najlepiej spędzić na tarasie na dachu- rozgwieżdżone niebo działa uspokajająco.

A powracając do sportu, to oczywiście, jak wspominałam, szaleństwa futbolowego tutaj nie ma. Choć z tą piłkarską dyscypliną robi się w Indiach ciekawiej. Jako jeden z ostatnich krajów powoli zostaje zainfekowany przez futbolową gorączkę. Po mistrzostwach w Korei, praktycznie cała Azja śledzi, co w piłkarskiej trawie piszczy, inwestując potężne pieniądze w swoje reprezentacje. Można zauważyć ten rosnący trend także tutaj, szczególnie wśród dzieci, które zaczynają nosić koszulki Ronaldo i nieśmiało pokopywać piłkę zamiast wymachiwać kijem do krykieta. To jednak dopiero stadium niemowlęce i potrzeba jeszcze sporo czasu, aby Hindusi kibicowali podczas mundialu swojej drużynie. 

To dziwne, że Anglicy zamiast piłką zarazili tutejszych krykietem. Gdyby to w Polsce wybrano kije zamiast piłki, z pewnością nie miałoby to nic wspólnego ze sportem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz