niedziela, 17 czerwca 2012

Ile my tu pijemy

Poniedziałek i przemyślenia w metrze, ile w ten weekend wypiłam. W ustach ciągle jakby kac. Po kalkulacjach, stwierdzam, że przez trzy dni wypiliśmy z moim współlokatorem 40 litrów wody, co daje dzienną średnią powyżej 5-7 l na głowę. Czyli dziennie pięciolitrowy baniak płynów się z nas tak po prostu ulatnia. Czuję się, jak maszyna do recyklingu, więc wszystko zostaje w przyrodzie. Nie nadążamy z kupnem. Wodę przelewamy do butelek i mrozimy w lodówce. To duża ulga, ale ciągle mało i mało.


Monsun się już prawie zameldował, już czeka pod progiem ciążąc wilgocią w powietrzu. Ulgę stopniowo można odczuć, choć w zamian za piekarnikowe klimaty, dostajemy duchotę. W Indiach nie ma półśrodków. Albo słońce albo deszcz. Czas zainwestować w parasolkę i uzbroić się w cierpliwość do angielskiej pogody.


To będzie bardzo leniwy poniedziałek, ciśnienie spada, a ja desperacko wołam o kawę. Najchętniej parzoną, z ekspresu tudzież na sposób turecki, ale i tak jak codzień zadowoli mnie sypanka Nescafe. Brak konkurencji w tym przedziale cenowym. Więc wypiję i to. Na zdrowie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz