sobota, 11 sierpnia 2012

Jądro ciemności czy róg obfitości- Paharganj

Opisy w przewodnikach. Ile razy ich konfrontacja z rzeczywistością skończyła się niemałym rozczarowaniem. Podkolorowane opisy, podrasowane zdjęcia i podniecenie na temat każdej budowli starszej niż sto lat. Domyślam się, że większość tekstu w literaturze turystycznej powstaje długo po przyjeździe z celu podróży, kiedy Pan Redaktor ochłonie i w jego głowie ostaną się same poziomki.

Najlepszym przykładem jest opis Paharganj, dzielnicy znajdującej się w dynamicznie tętniącym sercu Delhi, kilkaset metrów od dworca głównego. I tak przytaczając niektóre opisy rozpływające się nad swojskością i niezapomnianym klimatem- Paharganj to raj dla zakupowiczów, mekka turystów, idealne miejsce wypadowe na zwiedzanie reszty miasta. A i owszem. Ale.

Godziny szczytu.



Muzułmanie i buddyści łeb w łeb.

Paharganj na pewno to nie kubek czaju dla każdego. Jak do tej pory, dla mnie, to chyba największe jądro ciemności stolicy. Turysta pewnie czuje się jedynie wzdłuż głównej Main Bazaar. Zbaczając w uliczki szerokie na rozłożone ramiona, Delhi wita lepką zupą zapachów przypraw i fetoru kanalizacji. Uliczki rozwidlają się jak pajęczyna prowadząc od krawca do fryzjera, od ciastkarza do lombardu. Podparci w mikrookienkach swoich zakładów czekają na klientów, zaczepiając setny raz "Hello ma'am" i witając niewymuszonym choć wybrakowanym uśmiechem.

Czarna wdowa na pokładzie.

Lans w Paharganj.

Wchodząc głębiej kolejne sceny pobudzające zmysły, we wszystkich odcieniach, wywołujące wściekłość i śmiech. Czasem słońce, czasem deszcz. Ktoś śpi na parapecie, inny turla bańkę z gazem. Tu krowa, tam koń się pasie na zakalonym metrze kwadratowym. I pieski małe pięć, które dopiero co się wprowadziły na dzielnię. Jeszcze nieświadome swego wszawego adresu, sobie śpią na wycieraczce. Proszę nie deptać.

Proszę nie deptać.

Ulica jadłodajni z kilogramem much na metr sześcienny, kompleks fryzjersko-kosmetyczny, szewcy na kocach, rikszarze depczący po stopach. Róg obfitości, a pewnie dla większości gości jądro ciemności. Gdzieś, gdzie można się zatrzymać, przejść, ale lepiej się nie zasiedzieć, bo muchy, bo śmierdzi i patrzą.

Czym jest usługa "face pack" nie pytałam.

Model.

Krawiec.

Rikszarz.

Z drugie strony, mimo wszystko to idealne miejsce na szybkie zakupy i chrzest bojowy przed dalszą częścią Indii.  Jeśli szok kulturowy, to właśnie tutaj. Potem już będzie z górki.

Stolarz.

Cukiernik.

Kierownik.

Kolejne spotkanie z Paharganj znów pozostawia mnie nieobojętną. Dzielnica nie pozwala się znudzić i nie zawodzi brakiem atrakcji. Atrakcje to niewyszukane, proste w przekazie. Bez starych obrazów i marmurowych pomników. Ot takie proste życie szewca czy kioskarza zamkniętego w tym labiryncie. Życie, które mnie tak zachwyca i dziwi. Że krowa i pies i że fast food po drodze, że lekarz, że rzeźnik i kwiaciarz drzwi w drzwi. Robię im zdjęcia jak w zoo flamingom i cieszę się z nimi. Będą w internecie, w mojej gazecie (limit na żenujące rymy wyczerpany).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz