wtorek, 28 sierpnia 2012

Taj

Po turpistycznym Varanasi, miala na nas czekać płynąca mlekiem i miodem Taj Mahal. Pałac, a właściwie grobowiec wybudowany dla zmarłej żony przez księcia z bajki. Wyraz jego miłości, potwierdzenie potęgi, a obecnie przede wszystkim jeden z nowożytnych cudów świata, najpiękniejszy budynek kiedykolwiek postawiony. Po takich epitetach chce się już tylko klękać przed tym bóstwem. Ja jednak byłam nastawiona sceptycznie. Jednak mus to mus. Taj-ma-sradżmahal.

Agra okazała się zdecydowanie spokojniejszym miastem i dzięki monsunowi nie gościła aż tylu turystów co zwykle. Zatrzymałyśmy się w hostelu 200m od Taj z jej widokiem przy śniadaniu, obiedzie i kolacji na dachu. Miasto jeszcze ewidentnie dosypiało i dopiero mobilizowało się przed kampanią wrześniową- najazdem hojnych Amerykanów i japońskich zapaleńców.

Pierwszego dnia nie udało nam się wejść do Taj, bo kolejka okazała się zbyt długa i nawet po kilku godzinach czekania nie byłoby pewności, że tego samego dnia wejdziemy. Cud-miód-orzeszki przeniesiony na dzień kolejny.

Z podejściem Polaka malkonenta, że przereklamowane, że my też mamy Wawel i Zamek Królewski. I dobrze, bo Taj zaskoczyło. Podejrzewam, że nawet na największym ignorancie estetycznym pałac ten zrobi wrażenie. Położony na wzgórzu, na drugim planie ma już tylko niebo. Wygląda jak fototapeta, którą chce się zedrzeć i wkleić nad łóżkiem.










Tysiące turystów, w większości indyjskich. Kolejki i przepychanki do zdjęć- bo bez tych się nie wraca. Amatorzy fotografii wyginają nadgarstki i tułowia by zebrać najlepszy kąt i oświetlenie. Łapiąc Taj palcem za minaret w powietrzu, Taj objęty ramieniem, Taj do góry nogami. Próbowałam się oprzeć, ale też zrobiłam sesję.



Taj Mahal Taj Mahalem, ale i tak królowa jest tylko jedna. Spotkałyśmy niejedną, a to nasza faworyta szukająca zakwaterowania. Znajdzie się jakiś wolny pokój?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz