poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Kaszmir II - Muzulmanski Srinagar


Po długim odsypianiu, ruszyłyśmy na Stare Miasto. Kaszmir jest w większości muzułmański, co widać na pierwszy rzut oka- sporo minaretów i wiernych ubranych w elegancką biel. Starówka okazała się być bardzo spokojna. Mieszkańcy jakby się ulotnili, sklepy pozamykane. Trafiłyśmy na pierwsze dni ramadanu, miesiąca, kiedy muzułmanie oddają się modlitwie i bardzo restrykcyjnemu postowi (jedzenie od zachodu do wschodu słońca). Jak się można było domyślić, większość mieszkańców okupowała meczety oddając się modlitwie czy medytacjom. 

Naszym przypadkowym przewodnikiem został młody muzułmanin- Sajid. Początkowo miał nam tylko pokazać drogę do jednego z meczetów, ale ostatecznie pozostał przy nas na całe zwiedzanie Starego Miasta. Sajid barwnie opowiadał o historii Kaszmiru, łamiąc stereotypy w mojej głowie o mieszkańcach i konflikcie tu panującym. Przekleństwem Kaszmiru jest jego urok- potężny potencjał turystyczny, powtarzał Sajid i miał rację. Chętnie odpowiadał na nasze pytania, ale jeszcze większą frajdę sprawiał mu monolog, gdzie mógł poczuć się jak harwardzki wykładowca. Oprócz rozjaśnienia historii Srinagaru i okolic, Sajid narzekał na swój los, który go nie oszczędzał. Stracona praca, dziewczyna i zaufanie rodziny. Istny Hiob. Teraz oddaje się modlitwom i medytacjom życiowym. Milczenie przerwałyśmy my w ramach psychoterapii.
Zwiedziłyśmy z nim najważniejsze meczety srinagarskie- każdy w innym klimacie. Od bardziej surowych otwartych przestrzeni, po bogate ornamenty, które oglądać mogą jedynie wierni. Wszędzie sielska atmosfera w parkach otaczających świątynie. Dzieci bawiące się w fontannach, spacery, drzemki w cieniu. Niedzielna atmosfera i pozdrawiający nas tubylcy. Czy tak wyglądają potencjalni terroryści?























W Srinagar można odpocząć od zgiełku typowych indyjskich miast, gdzie rikszarze nie dają zrobić kroku, a sklepikarze odejść bez wejścia do ich kiosku. Spokój, który łamany jest jedynie nad jeziorem- największą dumą miasta. Spacer po mieście zakończyłyśmy na sikarze, czyli łódce, która wygląda trochę jak mniejsza i brzydsza siostra gondoli. Na jeziorze Dal wszystko rozbija się o sikary- atrakcja turystyczna, bez której nie wypuszczą nas z miasta. Zaszłyśmy i wynegocjowałyśmy dobrą cenę. Godzina na sikarze miała być relaksem, ale nie da się w pełni rozluźnić będąc ofiarą sprzedawców-piranii, którzy co chwilę podpływali do nas z różnym asortmentem na pokładzie. Nie skusiłyśmy się ani na koraliki ani na szafran, ale kiedy podpłynął do nas supermarket-sikara złamałyśmy się i whiskey było nasze (mimo zakazu w ramadanie, ale podwójna cena złamałaby pewnie niejednego sklepikarza-muzułmanina).

Wieczór na werandzie naszego houseboat w towarzystwie miliona komarów i zawodzenia muezina (wołają na kolację?). Tafla jeziora otoczona górami, romantyczne sikary przy zachodzie słońca. Klimatycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz