Po długim odsypianiu, ruszyłyśmy na Stare
Miasto. Kaszmir jest w większości muzułmański, co widać na pierwszy rzut oka-
sporo minaretów i wiernych ubranych w elegancką biel. Starówka okazała się być
bardzo spokojna. Mieszkańcy jakby się ulotnili, sklepy pozamykane. Trafiłyśmy
na pierwsze dni ramadanu, miesiąca, kiedy muzułmanie oddają się modlitwie i
bardzo restrykcyjnemu postowi (jedzenie od zachodu do wschodu słońca). Jak się można
było domyślić, większość mieszkańców okupowała meczety oddając się modlitwie
czy medytacjom.
Naszym przypadkowym przewodnikiem został
młody muzułmanin- Sajid. Początkowo miał nam tylko pokazać drogę do jednego z
meczetów, ale ostatecznie pozostał przy nas na całe zwiedzanie Starego Miasta.
Sajid barwnie opowiadał o historii Kaszmiru, łamiąc stereotypy w mojej głowie o
mieszkańcach i konflikcie tu panującym. Przekleństwem Kaszmiru jest jego urok-
potężny potencjał turystyczny, powtarzał Sajid i miał rację. Chętnie odpowiadał
na nasze pytania, ale jeszcze większą frajdę sprawiał mu monolog, gdzie mógł
poczuć się jak harwardzki wykładowca. Oprócz rozjaśnienia historii Srinagaru i
okolic, Sajid narzekał na swój los, który go nie oszczędzał. Stracona praca, dziewczyna
i zaufanie rodziny. Istny Hiob. Teraz oddaje się modlitwom i medytacjom
życiowym. Milczenie przerwałyśmy my w ramach psychoterapii.
Zwiedziłyśmy z nim najważniejsze meczety
srinagarskie- każdy w innym klimacie. Od bardziej surowych otwartych przestrzeni,
po bogate ornamenty, które oglądać mogą jedynie wierni. Wszędzie sielska
atmosfera w parkach otaczających świątynie. Dzieci bawiące się w fontannach,
spacery, drzemki w cieniu. Niedzielna atmosfera i pozdrawiający nas tubylcy.
Czy tak wyglądają potencjalni terroryści?
W Srinagar można odpocząć od zgiełku
typowych indyjskich miast, gdzie rikszarze nie dają zrobić kroku, a sklepikarze
odejść bez wejścia do ich kiosku. Spokój, który łamany jest jedynie nad
jeziorem- największą dumą miasta. Spacer po mieście zakończyłyśmy na sikarze,
czyli łódce, która wygląda trochę jak mniejsza i brzydsza siostra gondoli. Na
jeziorze Dal wszystko rozbija się o sikary- atrakcja turystyczna, bez której
nie wypuszczą nas z miasta. Zaszłyśmy i wynegocjowałyśmy dobrą cenę. Godzina na
sikarze miała być relaksem, ale nie da się w pełni rozluźnić będąc ofiarą
sprzedawców-piranii, którzy co chwilę podpływali do nas z różnym asortmentem na
pokładzie. Nie skusiłyśmy się ani na koraliki ani na szafran, ale kiedy
podpłynął do nas supermarket-sikara złamałyśmy się i whiskey było nasze (mimo
zakazu w ramadanie, ale podwójna cena złamałaby pewnie niejednego
sklepikarza-muzułmanina).
Wieczór na werandzie naszego houseboat w
towarzystwie miliona komarów i zawodzenia muezina (wołają na kolację?). Tafla
jeziora otoczona górami, romantyczne sikary przy zachodzie słońca.
Klimatycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz