Kolejna odsłona Delhi. Długa niedziela z
kilkumilionowym tłumem, który również chciał wykorzystać idealną pogodę.
Pierwszy przystanek- kompleks Qutub Minar
z jego ruinami. Na mapie zajmuje dobre kilka centymetrów kwadratowych, robił
wrażenie sporego- na mapie. Pośród ruin architektury muzułmańskiej wyróżnia się
prawie 80m wieża, pełniąca swego czasu funkcję minaretu. Na zdjęciach być może
sprawia wrażenie krzywej, ale to tylko z powodu moich nieostrych ujęć.
Nie jest to Koloseum, ani Akropol, ale
mimo wszystko warte uwagi. Kolejny przystanek- Ogród Pięciu Zmysłów, który
okazał się raczej schadzką dla parek, pochowanych w haszczach nieskoszonej
trawy i krzewach. Moją uwagę zwrócił jedynie kawałek arbuza udający dzielnie
dzieło sztuki współczesnej i żywe eksponaty dokoła. Dołączyłam.
. |
Na arbuzie |
Leniwa niedziela |
Niedzielny obiad na piecu... |
...i stole |
Po kilku kilometrach w nogach- zoo, w
którym nie było zwierząt. Wściekłe tłumy, które łokciami rozpychały się by
zobaczyć największe ssaki, pozostały rozczarowane. Lwa i tygrysa bengalskiego
nie było. Na osłodę pozostał nerwowy leopard i autystyczny jaguar.
Gdzie jest makak? Test na spostrzegawczosc |
Moj ulubiony gatunek. |
Krokodyl wychylil luske |
Towarzyski pingwin |
Delhijskie zoo przeraża ignorancją. Co
prawda zwierzęta mają do zagospodarowania sporą przestrzeń i mnóstwo kryjówek,
ale przez to, aby dostrzec jakikolwiek gatunek, trzeba się naczekać, by łaskawy
nosorożec wyszedł lub mocno wyostrzyć wzrok. Stąd entuzjazm i bieg przełajowy
do puktów, gdzie akurat się coś poruszyło. Dodatkowo gradki dodaje fakt, że owe
punkty rzadko kiedy były podpisane. Ten dreszczyk emocji, co się
wynuży z krzaka- makak czy tygrys. Dzieci niecierpliwie wychylały się przez
płot wydając dzikie dźwięki, tracąc już cierpliwość dla leniwego zwierza, które
nie lubi niedziel i krępuje się przed pokazami publicznymi.
Najchętniej pozowały wszelkie odmiany
jelonkowatych i antylopowatych, w kilkunastu odcieniach sierści i poroża.
Naście stanowisk zwierza podobnego do jelenia w ramach fauny egzotycznej?
Moje 100 rupii wynagrodził jedynie biały
tygrys, który na swoim wychodku pokonywał kilometry wzdłuż ogrodzenia ku
uciesze zwiedzających. Z daleka wyglądał jednak jak przerażony dachowiec.
Uwieczniony na tysiącu aparatów, będzie białą kropką w albumach rodzinnych.
Brak zwierząt niektórzy turyści próbowali
sobie zrekompensować zdjęciem z nami. Po trzech kolejnych sesjach miałam już
dosyć i odmawiałam. I już wcale się nie dziwię lwom, tygrysom i krokodylom. To
nie Madagaskar. Wróciłam ze spalonym karkiem do swoich sultanpurowskich
haszczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz