sobota, 17 marca 2012

Praca czyni wolnym

Sobota, wreszcie weekend, co nie jest tak oczywiste dla 90% czynnych zawodowo. Większość moich kolegów z pracy ma jednodniowy niedzielny weekend. Nie dość, że spędzają po 9-10 godzin w pracy (przerwy i nadgodziny niepłatne) to jeszcze 6- dniowy cykl pracy. Daje to łącznie 6x8h=48h (wersja optymistyczna). Zatem włączając dojazdy, przerwy kawowe i na lunch, przeciętny Hindus w mojej firmie spędza około 11-12 godzin poza domem.

Praca i praca...


Właśnie. Moja firma- AAPNA Infotheek z burżujskim dopiskiem Pvt. Ltd. to ambitny zespół tworzący software na rynek amerykański i brytyjski. Trzydzieści par rąk w czterech pokojach klika dzień i noc (są też nocne zmiany), aby wyrobić deadline. W tym ja- the only white in the village. No może nie jedyna- mamy jeszcze jedną Francuzkę w ciąży, która to z racji swojego błogosławionego stanu wykonuje pracę z zacisza swego domu.

Zespół oczywiście zdominowany przez panów, ale mam dziesięć koleżanek, które nie ustępują w kodzeniu, diznajnowaniu i menadżerowaniu. Mój pokój to osiem stanowisk komputerowych ustawionych w podkowę. Proporcja 3-5. W centrum znajduje się meeting room,  gdzie spotykamy się na przerwę kawową i lunch. Trzy pozostałe pokoje należą do developerów, szefostwa i projekt menadżerów. Najważniejszą osobą w firmie jest Sandaman, który jest naszą kawiarką. W Indiach, z racji tego, że firma cateringowa byłaby dużym wydatkiem, bardzo popularnym stanowiskiem jest kawiarka/ kawiarz (?). Nasza kawiarka jest baryłkowatym serdecznym panem z sumiastym wąsem. Codziennie serwuje kawę i herbatę, dowozi lunch i częstuje przekąskami. Sandy, jak go nazywam, nie zna niestety angielskiego, ale z racji tego, że jest moim ziomkiem (mieszka w Sultanpur) dogadujemy się bez słów.

Ironman.

Przerwa na lunch, tak bardzo wyczekiwana, trwa mniej więcej pół godziny i jest dla mnie kulinarnym wyzwaniem. Mimo zamawiania najbardziej łagodnych potraw i tak moje gruczoły łzowe nie dają rady. W standardzie dostaje się cztery miseczki wypełnione- ryżem, cziabati, warzywnym gulaszem i warzywami w przyprawach. Można się najeść i oczywiście popróbować różnych innych zakąsek, bo Hinduski częstują się wzajemnie wszystkim co mają, tworząc stół otwarty. A więc z grzeczności próbuję, wszystkiego, co fabryka dała i popijam hektolitrem wody. Moje reakcje na chilli i inne przyprawowe mieszanki bawią resztę towarzystwa, choć za każdym razem obiecują, że tym razem nie będzie spicy. Cziabatowe placki tworzą dobry balans, aby się nie udusić tą dawką piekła.

Po lunchu obowiązkowy dla branży IT spacer, aby rozruszać odrętwiałe stawy. Mocno się wyróżniam w otoczeniu dziesięciu orientalnie ubranych kobiet sięgających mi do ramion. Czuję się jak na planie bollywoodzkiej produkcji, kiedy zaczynają puszczać z komórek swoje (s)hity. W międzyczasie nauczą mnie paru nowych słów.

Powrót do pracy i najgorsze cztery godziny do końca, kiedy to postgastrofaza mocno spowalnia myślenie i przysypiam na wpół leżąco.

Katazajna! (tak to ja) Marketing należy do Ciebie. Chcemy nawiązać współpracę z przynajmniej trzema firmami w ju-kej. Zrób duży buzz i ogarnij to.”

Tak, dołączam do drużyny azjatyckich ofensorów, którzy bez pardonu atakują Europę bezkonkurencyjnymi cenami. Chcesz stronę, zrobię stronę, 100 stron, domena plus adres i mail gratis. Wbrew początkowemu wrażeniu, praca wydaje się być ciekawa, szczególnie ze względu na dużą samodzielność i kreatywność. Zdobyć trzech developerów na rynku europejskim, łatwo? Na pewno nie, biorąc pod uwagę czterocyfrową liczbę podobnych outsourcingowych dostawców w regionie, które zażarcie walczą o swoją niszę na Zachodzie.
Wstępem do pojęcia hinduskiego modelu pracy, była autorska przypowiastka mojego szefa:
„Jeśli powiesz jakiemukolwiek Europejczykowi, aby nalał 10 szklanek do połowy, to on to zrobi. U Hindusów 7 szklanek będzie napełnionych do połowy, 2 do pełna i jedna rozbita.”

Granat, limonka a może melon?

Ciągle dla mnie trudne do pojęcia, dlaczego pewne proste reguły współżycia w społeczeństwie sprawiają im takie problemy. Choćby ruch uliczny. Mając ulice, które w nielicznych przypadkach nie ustępują polskim standardom- na trzypasmówce tworzą cztery rzędy samochodów. Czekając kulturalnie w kolejce do metra, kiedy wagon się otwiera i tak każdy pcha się nie bacząc na to, gdzie stoi. Dlaczego hinduska godzina trwa trzy? I tak bez końca.

Po rozmowie z Francuzką z mojej firmy doszłyśmy do wniosku, że w Indiach trzeba zapomnieć o tym, skąd się jest, czy w jakim standardzie się żyło. Trzeba zacząć wszystko od początku z wielkimi pokładami cierpliwości i wyrozumiałości. Nie ma wody? Trudno. Spóźnia się. No to co. Drące się dzieciaki i wyjące psy. Kup sobie stopery. Kupiłam- trzy pary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz