Skład międzynarodowy się wykrusza, o co dość systematycznie dba nasz
właściciel dokładając ciągle jakieś obostrzenia, nie zawsze dla nas oczywiste.
Nasza twierdza powoli zmienia się w perelowski akademik z kontrolą
odwiedzających i z monitoringiem.
Jako, że właściciel oprócz wpływających co miesiąc czynszy, ceni sobie
wiedzę i władzę nad lokatorami, tydzień temu wywiesił komunikat po angielsku,
że drzwi główne będą zamykane od 23.00 do 6.00. Względy bezpieczeństwa? Wątpię.
Zamyka je kluczem, na który ma monopol. Tym, którzy mają zamiar nie zdąrzyć
pozwala się poinformować landlorda o późnym powrocie do domu co najmniej dzień
przed.
Lokatorom nie pozwala się przyjmowanie gości na okres dłuższy niż jeden
nocleg. Przyjazd gości zgłaszamy, a za nocleg dłuższy płacimy od głowy 500
rupii (miejsce w dobrym hotelu).
O tym, że wszystko dzieje się słusznie i według regulaminu dbają dwie
kamery CCTV, zapewniając transmisję na żywo. Nagrywanych prosi się o
przyzwoitezachowanie.
Podniósł się kolejny bunt wśród lokatorów, ale spełzło na niczym
ograniczanie naszych swobów i gwałcenie zachodnich standardów. To takie
stopniowe zaciskanie pasa, które właściciel przeprowadza, aby pacyfistycznie po
cichu pozbyć się nas z Sultanpur. I w sumie panu Khamirowi się nie dziwię.
Ekipa, która domaga się sprzątania klatek (za co płaci), żąda wody, której nie
ma i sprawdza rachunki, za które płaci. Dodatkowo, co chwilę robi roszady-
wprowadza się i wyprowadza, i jeszcze ma oprócz życia zawodowego, także towarzyskie-
wymyka się to z nawet najbardziej elastycznych ram myślenia HIndusa.
Stopniowo wprowadza dyktat, na który coraz mniej osób się godzi. Z początkowych siedmiu mieszkań po kilka
osób, obecnie zajmujemy cztery, z tendencją zniżkową. Obcy wśród nieswoich, jak
pluszaki w dżungli. Mój folwark, choć nie moja bajka. A niech im będzie,
jeszcze dwa miesiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz