środa, 11 lipca 2012

Sultanpurowski folwark zwierzęcy

Skład międzynarodowy się wykrusza, o co dość systematycznie dba nasz właściciel dokładając ciągle jakieś obostrzenia, nie zawsze dla nas oczywiste. Nasza twierdza powoli zmienia się w perelowski akademik z kontrolą odwiedzających i z monitoringiem.

Jako, że właściciel oprócz wpływających co miesiąc czynszy, ceni sobie wiedzę i władzę nad lokatorami, tydzień temu wywiesił komunikat po angielsku, że drzwi główne będą zamykane od 23.00 do 6.00. Względy bezpieczeństwa? Wątpię. Zamyka je kluczem, na który ma monopol. Tym, którzy mają zamiar nie zdąrzyć pozwala się poinformować landlorda o późnym powrocie do domu co najmniej dzień przed.


Lokatorom nie pozwala się przyjmowanie gości na okres dłuższy niż jeden nocleg. Przyjazd gości zgłaszamy, a za nocleg dłuższy płacimy od głowy 500 rupii (miejsce w dobrym hotelu).
O tym, że wszystko dzieje się słusznie i według regulaminu dbają dwie kamery CCTV, zapewniając transmisję na żywo. Nagrywanych prosi się o przyzwoitezachowanie.

Podniósł się kolejny bunt wśród lokatorów, ale spełzło na niczym ograniczanie naszych swobów i gwałcenie zachodnich standardów. To takie stopniowe zaciskanie pasa, które właściciel przeprowadza, aby pacyfistycznie po cichu pozbyć się nas z Sultanpur. I w sumie panu Khamirowi się nie dziwię. Ekipa, która domaga się sprzątania klatek (za co płaci), żąda wody, której nie ma i sprawdza rachunki, za które płaci. Dodatkowo, co chwilę robi roszady- wprowadza się i wyprowadza, i jeszcze ma oprócz życia zawodowego, także towarzyskie- wymyka się to z nawet najbardziej elastycznych ram myślenia HIndusa.

Stopniowo wprowadza dyktat, na który coraz mniej osób się godzi.  Z początkowych siedmiu mieszkań po kilka osób, obecnie zajmujemy cztery, z tendencją zniżkową. Obcy wśród nieswoich, jak pluszaki w dżungli. Mój folwark, choć nie moja bajka. A niech im będzie, jeszcze dwa miesiące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz