poniedziałek, 14 maja 2012

Party Animals


Dzień dobry krowom, osłom, małpom i psom mijanym po drodze. Osiedlowe zoo stoi, pełza i leży jak zawsze. 7.30 wyjazd na Zachód niczym na saksy, wyprawa godzinna z hinduskimi terrorystkami w metrze, które swym drobnym ciałem sieją spustoszenie na ulicach i bazarach. 

Kolejna walka o przetrwanie wygrana i melduję lewy palec wskazujący w czytniku linii papilarnych. Czytnik odpowiada, że Dziękuję i że mogę zaczynać. Pozostałam jako jedyna reprezentantka płci pięknej w swoim pokoju. Dwie koleżanki pracujące na początku mojego pobytu wykruszyły się, ` więc dzielę obecnie piętnaście metrów sześciennych z sześcioma panami, na co nie narzekam. Żarty się nas trzymają. Obecnie są w fazie uczenia się polskiego. Nie interesuje ich oczywiście, jak powiedzieć dziękuję czy przepraszam, ale te mniej cenzuralne słowa. Ostatecznie po dwóch lekcjach ze mną potrafią się przedstawić i powiedzieć "To jest pani Katarzyna, a to jest pan Umesh". "Pani" w hindi to woda, więc bardzo łatwo im było się nauczyć. Jednak największą radochę sprawiają mi mówiąc "Jestem Ciapak" albo "My Ciapaki". Ciąg dalszy nastąpi, włącznie ze Szczebrzeszynem i Zupą zębową.

Z drugiej strony, wreszcie coraz więcej rozumiem, nawet jak rozmawiają po angielsku, co nie było takim łatwym zadaniem na początku. Ja też jestem wyraźna do granic nieprzyzwoitości wymawiając każdą sylabę z podwójną ostrożnością. Jednak choćby nie wiadomo jak niskie było zaawansowanie języka angielskiego- słowo "party" jest rozumiane z każdego kąta naszego biura. 

Jednak "party" po hindusku to nie klubowa czy domowa impreza po pracy, ale dobroduszne i niewinne postawienie zespołowi jakichś przekąsek. W praktyce imprezę urządzają nowe osoby w zespole po pierwszej wypłacie, albo projekt menadżerowie po dobrze wykonanym zadaniu. Na stół ląduje pizza, samosa, słodycze czy wegetariańskie burgery. Nasza kawiarka maszeruje po zamówione towary i na przedłużonej przerwie kawowej następuje wspólna słodko- pikantna uczta. Piekielne samosa przegryzane lukrowym przecukrzonym jolabee. Jiiiiaah. Moja kolej zbliżała się już od miesiąca, więc tym razem to ja odstawiłam party w roli głównej z wegetariańskimi burgerami z McDonalda. Oczywiście, że wolałabym postawić coś bardziej konkretnego, ale kodeks pracy tego nie przewiduje. Co więcej ich konserwatywne żołądki nie przyjęłyby niczego poza znanymi przekąskami.

Party urządzone, towarzystwo wybawione i najedzone. Można pracować kolejne nadgodziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz