Dzień dobry krowom, osłom, małpom i psom
mijanym po drodze. Osiedlowe zoo stoi, pełza i leży jak zawsze. 7.30 wyjazd na
Zachód niczym na saksy, wyprawa godzinna z hinduskimi terrorystkami w metrze,
które swym drobnym ciałem sieją spustoszenie na ulicach i bazarach.
Kolejna walka o przetrwanie wygrana i
melduję lewy palec wskazujący w czytniku linii papilarnych. Czytnik odpowiada,
że Dziękuję i że mogę zaczynać. Pozostałam jako jedyna reprezentantka płci
pięknej w swoim pokoju. Dwie koleżanki pracujące na początku mojego pobytu
wykruszyły się, ` więc dzielę obecnie
piętnaście metrów sześciennych z sześcioma panami, na co nie narzekam. Żarty
się nas trzymają. Obecnie są w fazie uczenia się polskiego. Nie interesuje ich
oczywiście, jak powiedzieć dziękuję czy przepraszam, ale te mniej cenzuralne
słowa. Ostatecznie po dwóch lekcjach ze mną potrafią się przedstawić i
powiedzieć "To jest pani Katarzyna, a to jest pan Umesh".
"Pani" w hindi to woda, więc bardzo łatwo im było się nauczyć. Jednak
największą radochę sprawiają mi mówiąc "Jestem Ciapak" albo "My
Ciapaki". Ciąg dalszy nastąpi, włącznie ze Szczebrzeszynem i Zupą zębową.
Z drugiej strony, wreszcie coraz więcej
rozumiem, nawet jak rozmawiają po angielsku, co nie było takim łatwym zadaniem
na początku. Ja też jestem wyraźna do granic nieprzyzwoitości wymawiając każdą
sylabę z podwójną ostrożnością. Jednak choćby nie wiadomo jak niskie było
zaawansowanie języka angielskiego- słowo "party" jest rozumiane z
każdego kąta naszego biura.
Jednak "party" po hindusku to
nie klubowa czy domowa impreza po pracy, ale dobroduszne i niewinne postawienie
zespołowi jakichś przekąsek. W praktyce imprezę urządzają nowe osoby w zespole
po pierwszej wypłacie, albo projekt menadżerowie po dobrze wykonanym zadaniu.
Na stół ląduje pizza, samosa, słodycze czy wegetariańskie burgery. Nasza
kawiarka maszeruje po zamówione towary i na przedłużonej przerwie kawowej
następuje wspólna słodko- pikantna uczta. Piekielne samosa przegryzane lukrowym
przecukrzonym jolabee. Jiiiiaah. Moja kolej zbliżała się już od miesiąca, więc
tym razem to ja odstawiłam party w roli głównej z wegetariańskimi burgerami z
McDonalda. Oczywiście, że wolałabym postawić coś bardziej konkretnego, ale
kodeks pracy tego nie przewiduje. Co więcej ich konserwatywne żołądki nie
przyjęłyby niczego poza znanymi przekąskami.
Party urządzone, towarzystwo wybawione i
najedzone. Można pracować kolejne nadgodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz