Coraz mniej mnie dziwi i może stąd
dłuższe przerwy w dostawie świeżego towaru na blog. Każdy dzień coś przynosi,
ale nie z takim impetem, jak dwa miesiące temu. Przejście przez moją dzielnicę,
na początku wydawało się drogą krzyżową, ze śmieciami i zwierzyną rzucanymi jak
kłody pod nogi. Miejsce pracy odległą planetą z Marsjanami na pokładzie, a
jedzenie największą piekielną karą z nieprzewidywalnymi konsekwencjami. Coraz
mniej mnie to wszystko zaskakuje, ale jednak!
Poniżej zestaw reguł i kar za ich złamanie.
W imię zasady, że obywatela należy trzymać ciasno za gardę, a już obywatela w
liczbie miliarda tym bardziej, trzeba było uregulować ten chaos choćby na
stacji metra. Stąd klarowny cennik wykroczeń.
Podróż na dachu metra kosztuje obywateli
mandatem w wysokości 3zł. Podróżowanie w przedziale dla kobiet 20zł. Za
siedzenie na podłodze metra 12zł, podobnie plucie w miejscach publicznych. Te
mandaty, w tym przede wszystkim ten za za ostrą jazdę na dachu, bardziej brzmi
jak zachęta niż kara. O konsekwencjach za plucie też już wspominałam i do tej
pory 12zł się nie zmieniło. Chyba żeby przyjąć zmianę umacniającego się kursu
dolara, szkoda, że wraz z nim nie moja wypłata.
Kolejnym wszechdobitnym zaskoczeniem,
było zobaczenie tego znaku, co dla osób nie wiedzących, kim jest valet brzmi
dosyć komicznie (w tym mnie). (Valet to inaczej kierowca/szofer, co jak się
okazało ma głęboko ukryty sens przy podwożeniu osób niepełnosprawnych.) Nie
mniej jednak mnie rozbawiło w tę szarą niedzielę.
Co mnie jeszcze zaskakuje? To, że na targu
sprzedawcy ciągle próbują mnie na te dziesięć rupi oszukać i pod koniec
transakcji, kiedy czekam na wydanie reszty biorą mnie na wytrzymankę- licząc,
że odejdę.
I w końcu zaskakuje mnie to, że
wytrzymuję bez większych tragedii ten swój pobyt, który to zbliża się do
półmetku.Trzy po trzy. Trzy miesiące za mną i trzy kolejne przede mną, pewnie z
niemniejszymi niespodziankami i nerwami trzymanymi na stalowej wodzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz