poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Święto Pracy



Święto Pracy obchodzi się tu codziennie, jak sama nazwa wskazuje- pracując. O majowym długim weekendzie nawet nie ma co marzyć. Mój pierwszy dzień wolny ustawowy przewidziany jest na sierpień. W górę ręce, podbić kartę, towarzysze! Marszem majowym do pracy!

Pierwszy przystanek na porannej drodze- stacja metra. Każda kolejna kontrola osobista utwierdza patrol z mojej stacji metra, że jednak nie jestem terrorystką i nie wysuwam żadnych żądań, oprócz niższej temperatury. Jednak, co jakiś czas dla przerwania rutyny żołnierze prześwietlając moją torebkę, znajdują coś ciekawego i każą pokazać, aparat, wodę w butelce czy netbooka. Tak, to tylko atrapy dla zmylenia wroga. Skoro co drugą stację słychać komunikat o tym, by uważać na takie przedmioty, jak termos, tranzystor i reklamówka, a edukujące plakaty przypominają o niebezpieczeństwie, to rzeczywiście coś czyha za rogiem.
Zdarza się, że kontrole są pomocne, jak dzisiaj, kiedy ciężarna pani żołnierz zauważyła przy kontroli osobistej, że mam rozpięty rozporek "Zip, ma'am". Kontrola przyzwoitości z mojej strony nie zakończona sukcesem, ale dziękuję!

Ukryta terrorystka

Tak więc kolejny dzień idąc do pracy, czuję się jak w stanie wojennym, gdzie wszystkie strategiczne punkty zajęli mundurowi. A ja po cichu na palcach w stronę firmy, gdzie po weekendzie czeka mnie niemała niespodzianka. Boisko, przez które skracałam sobie drogę do pracy, zostało w kilka dni zamurowane. Trzy metry- nie przeskoczę. Tempo z jakim zabrali się za roboty budowlane pobiło wszelkie rekordy. Cegły palą  się w rękach kilkunastu młodych chłopców, którzy z dużą wątpliwością są pełnoletni. Po eksmisji bezdomnych spod wiaduktu metra, boisko wieje pustką i czyżby szykowało grunty na kolejną galerię czy hotel? Może do końca swojego pobytu się dowiem- z takim tempem- do czerwca powinni tynkować.

Nie lubie poniedzialkow, wtorkow i srod

Jest już po wyborach lokalnych, więc nie muszą się aż tak spinać. Dwa tygodnie temu wszystkie osiedla malowali na kolory pierwotne a trawę na zielono, walcowano ulice i wywożono śmieci. Autobusami wypełnionymi rozentuzjazmowanym tłumem skandowano hasła wyborcze, wieszcząc kto wygra. Rekordem robót drogowych w tym czasie było położenie asfaltu na drodze do mojej pracy. Odcinek stumetrowy został odświeżony w ciągu kilku godzin przez dwóch majstrów. O 9.00 potykałam się jeszcze o nierówną nawierzchnię, a wracając do domu oczy cieszył czarny, rozgrzany asfalt. Można? Można! Zamiast chińskich kontrahentów budowlanych, Polacy powinni pomyśleć o zatrudnieniu tutejszych- hinduska fantazja bije na głowę słowiańską i chińską razem wzięte. 

Z okazji majowego weekendu, składam wszystkim szczere wyrazy zazdrości.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz