wtorek, 3 kwietnia 2012

Teoria Darwina a metro

Stan podgorączkowy. Tak chyba spokojnie można nazwać temperaturę, która przekroczyła 36,6 stopni. Z dużym trudem pokonuję odcinek od i do metra. Powietrze powoli zamienia się w gorącą zupę, w której nikomu do twarzy. Trudno nie wyklinać pogody, bo na pewno nieraz będę do niej wracać. Zaczyna wiać od Rajastanu- pustyni położonej na zachód od Delhi, która przechodzi w Saharę a kończy się na Ocenie Atlantyckim. Wind of Change.

Powolnym krokiem idę do stacji, krojąc powietrze na ćwiartki i ze stu metrów już widać, już są. Dzisiaj nie będzie tak łatwo. Dzieci więcej niż zwykle i wszystkie uzbrojone jak u Owsiaka, Wielka Orkiestra Cziapatej Pomocy. Muszka zamiast serduszka. I te kilkanaście rączek metalowymi puszkami po groszku konserwowym, podsyła mi głośno poprawną angielszczyzną:  Czejdż, czejndż. (Wind of Czejndż!) Robię koszykarskie zwody, jak za najlepszych parkietowych czasów, ale to tylko podsyca zaciekawienie i już nie puszkami, a swoimi malutkimi rączkami, próbują mnie nieprzepisowo zatrzymać. Znowu pat. I tą każdą rękę trzeba odklejać, delikatnie i krok do przodu, do tyłu i wreszcie za płotem. Cziapatki, jak z najsmutniejszych dokumentów Krystyny Czubówny, będą mi się śnić po nocach. Mam im zrobić zdjęcie? Wstyd mi.

I metro, torebka prześwietlona już ze sto razy w poszukiwaniu pocisków, rakiet i armat. Ciągle bez rezultatów, nic nie mogą znaleźć. Torebka czysta, ja też. Po tym naświetleniu promieniami X i innymi powinnyśmy już świecić.

Metrzany savoir- vivre i rewia mody w żeńskim wagonie. Ciągle mnie dziwi, więc się podzielę. Po pierwsze- panowie wcale nie są bardziej agresywni. W metrze kończą się wszystkie pacyfistyczne dewizy Gandhiego. Samice walczą o miejsce , jak o własne gniazdo. Chwila nieuwagi i stoisz przez godzinę. Tylko, że nie można usiąść na jednym miejscu, jak instrukcja używania krzesełek metrzanych przewiduje. Hinduska ustawa dozwala dwa miejsca na jednym krzesełku. Wygrywają więc mocniejsze biodra.

Opuszczając wagon dla pań można dać upust zarówno estrogenom i testosteronom. Łokcie, kolana, ramiona ustawione, co najmniej jak do wrestlingu i z zaciśniętymi pięściami czekają- nie nie czekają. "Doors will open on the..." chwila konsternacji "...right" i tłum obraca się do drzwi w prawo. Dwie drużyny- wychodzących i wchodzących na przeciwko siebie. Ja dołączam, po chwili niepewności, do pierwszych. Drzwi się otwierają i napotykamy ścianę przeciwniczek. Kto przegra może zostać wepchnięty do środka i pojechać dalej na niechcianą stację, a nie wejdziesz- nie jedziesz. Darwin by był dumny. Metro wypluwa setki kasztanowych pasażerów i kolejna teoria chaosu. Znów garda wysoko i uwaga na stopy. I tu się kończą płciowe podziały, nie ma, że baba czy kaleka. Hinduskie pogo w wersji 2.0, wciąga i mieli. Nielicznym uda się przejść bez uszczerbku na ciele czy dumie.

Czytała Krystyna Czubówna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz