Można odnieść wrażenie, że Indie to kraj
militarno- policyjny, gdzie na jeden metr kwadratowy przypada jeden mundurowy.
Tak jest przede wszystkim na Północy, gdzie z wiadomych względów szeregi są
bardziej zwarte w obawie przed złym bratem- Pakistanem. Ubrani w wypłowiałe
uniformy dobrze się kamuflują, w zakurzonym mieście pilnując nieporządku.
Problem służb mundurowych to przede
wszystkim korupcja, która ma swoje niemałe uzasadnienie w niedofinansowaniu
(skąd my to znamy?). Przeciętny hinduski krawężnik zarabia około 400zł za co
musi wyżywić całą rodzinę. Nie muszę dodawać, że ryzykuje codziennie swoje
życie na służbie, ale jest to dosyć istotne z uwagi na liczbę spraw, chaos i
powszechne bezprawie. To jak zatrudnić ekipę sprzątającą do uporządkowania
czynnego śmietniska. Ich rolą nie jest już więc pilnowanie porządku, a koordynowanie
tego bur..balaganu.
Dochodzi więc do patologii, w które
ciężko uwierzyć. Jedna z nich- historia Paritosha sprzed dwóch lat, w którą
bardzo trudno było mi uwierzyć. Wyjechał swoim samochodem poza Delhi i niestety
miał pecha, bo podczas wyprzedzania został trafiony w lewy bok. Sprawca uciekł,
ale nie miało to najmniejszego znaczenia, bo Paritosh i tak chciał uniknąć
jakichkolwiek konfrontacji, szczególnie z policją w roli głównej. Zatrzymał pojazd
na poboczu, by oszacować straty i miał pecha, bo został zauważony przez patrol.
Policjanci bez kozery poinformowali go o tym, że kilka kilometrów dalej doszło
do wypadku, w któym ucierpiał mężczyzna i że opis samochodu zgadza się z
passatem Paritosha. Oczywiście w kolizji, w której on ucierpiał, nie było pozostałych
ofiar, szczególnie po strony sprawcy, bo jechał zdecydowanie większym autem
dostawczym.
Szopka się zaczęła. Pojechali na
komisariat, w którym to zaczęto przesłuchanie. Pokazano Paritoshowi zeznania
świadków i ofiary oraz kazano podpisać papiery potwierdzające jego winę. W
pokoju przesłuchań nie było nikogo oprócz dwóch policjantów, którzy co chwilę
wychodzili, aby się skonsultować. Jak w Procesie Kafki zmontowano dowody i co
najgorsze- ofiarę. Po godzinie przyprowadzono świetnie spreparowany koronny
dowód. Głowę ofiary owinięto bandażem i pobrudzono czerwoną farbą. Sprawca,
dowód, ofiara, świadkowie i paragraf- wszystko gotowe. Paritosh przyjmował
wszystko ze spokojem, ale nie dlatego, że był niewinny, a dowody wręcz
absurdalne, ale, że trzymał asa w rękawie. Chyba nie trudno się domyśmić, co
było kartą przetargową- wysoko postawiony w policji wuj. Policjanci zamarli,
kiedy usłyszeli nazwisko i szybko pozamiatali wszystkie dowody pod rozkładające
się biurko, wycofano oskarżenia i przede wszystkim wyproszono ofiarę, który
nawet nie próbował się sprzeciwiać i potulnie opuścił pokój, bo przecież
jeszcze dzisiaj kilka ról do odegrania. Dostał etat policyjnego fantoma,
ciekawe czy trupa zagrałby tak samo przekonująco. Koniec szopki.
To przykład posunięcia się do totalnej
skrajności. Na co dzień policjanci korzystają bez umiaru ze swoich przywilejów-
nie płacą za jedzenie, kiedy stołują się na mieście. Korzystają z usług
ulicznych rzemieślników. Na każdego mają co najmniej jednego haka- niepłacenie
podatków. Tak, podatki płaci się policji- ryczałtem. Ile mandatów tak naprawdę
spływa do państwowej kasy? Pewnie okazałoby się, że Indie sa bardziej
praworządne niż Niemcy w policyjnych statystykach. Możnaby mnożyć podobne
przykłady, ale trudno mi jest ich oceniać. Bo wiem, że ich zmiany trwają
czasami po kilka dni bez przerwy, że nie mają wakacji, żadnych dodatkow,
podwyżek, premii, bonów świątecznych. Nic. Czy to nie frustrujące? Większość
policjantów i żołnierzy to migranci z okolicznych wiosek, gdzie i tak nie
znaleźliby żadnej pracy. Stąd taka determinacja, by jednak tutaj wiązać koniec
z końcem.
Skoro tyle złego już padło, to dla
osłodzenia wizerunku, dodam, że mimo tego, że co dziesiąty mówi po angielsku-
zawsze chętnie pokażą drogę. I kolejna historia potwierdzjąca, że nic tu nie
jest czarno- białe. Kolega Niehindus wracał pewnej soboty samotnie z imprezy.
Niestety znajomi go zostawili nie dość, że samego, to jeszcze w stanie mocno
nietrzeźwym. Po zamknięciu klubu zmierzał do domu i dalej historia się urywa.
Został obudzony przez parę policjantów na ulicy, gdzie leżał nieprzytomny z
rozwaloną skronią. Tym razem nie było świadków ani ofiar. Hinduscy mundurowi
pomogli koledze wstać i chcieli zabrać na pogotowie. Jednak tętniący w żyłach
alkohol i adrenalina pozwoliła koledze odmówić i podnieść się o własnych
siłach. Policjanci zamówili dla niego rikszę i pogrozili kierowcy, by nie
skasował za dużo za ofiarę ulicznej agresji.
Panowie policjanci, lepiej was mijać na
drogach I co najwyzej pytac o droge.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz