środa, 18 kwietnia 2012

Strażnicy nieporządku

Można odnieść wrażenie, że Indie to kraj militarno- policyjny, gdzie na jeden metr kwadratowy przypada jeden mundurowy. Tak jest przede wszystkim na Północy, gdzie z wiadomych względów szeregi są bardziej zwarte w obawie przed złym bratem- Pakistanem. Ubrani w wypłowiałe uniformy dobrze się kamuflują, w zakurzonym mieście pilnując nieporządku.

Problem służb mundurowych to przede wszystkim korupcja, która ma swoje niemałe uzasadnienie w niedofinansowaniu (skąd my to znamy?). Przeciętny hinduski krawężnik zarabia około 400zł za co musi wyżywić całą rodzinę. Nie muszę dodawać, że ryzykuje codziennie swoje życie na służbie, ale jest to dosyć istotne z uwagi na liczbę spraw, chaos i powszechne bezprawie. To jak zatrudnić ekipę sprzątającą do uporządkowania czynnego śmietniska. Ich rolą nie jest już więc pilnowanie porządku, a koordynowanie tego bur..balaganu.
Dochodzi więc do patologii, w które ciężko uwierzyć. Jedna z nich- historia Paritosha sprzed dwóch lat, w którą bardzo trudno było mi uwierzyć. Wyjechał swoim samochodem poza Delhi i niestety miał pecha, bo podczas wyprzedzania został trafiony w lewy bok. Sprawca uciekł, ale nie miało to najmniejszego znaczenia, bo Paritosh i tak chciał uniknąć jakichkolwiek konfrontacji, szczególnie z policją w roli głównej. Zatrzymał pojazd na poboczu, by oszacować straty i miał pecha, bo został zauważony przez patrol. Policjanci bez kozery poinformowali go o tym, że kilka kilometrów dalej doszło do wypadku, w któym ucierpiał mężczyzna i że opis samochodu zgadza się z passatem Paritosha. Oczywiście w kolizji, w której on ucierpiał, nie było pozostałych ofiar, szczególnie po strony sprawcy, bo jechał zdecydowanie większym autem dostawczym.

Szopka się zaczęła. Pojechali na komisariat, w którym to zaczęto przesłuchanie. Pokazano Paritoshowi zeznania świadków i ofiary oraz kazano podpisać papiery potwierdzające jego winę. W pokoju przesłuchań nie było nikogo oprócz dwóch policjantów, którzy co chwilę wychodzili, aby się skonsultować. Jak w Procesie Kafki zmontowano dowody i co najgorsze- ofiarę. Po godzinie przyprowadzono świetnie spreparowany koronny dowód. Głowę ofiary owinięto bandażem i pobrudzono czerwoną farbą. Sprawca, dowód, ofiara, świadkowie i paragraf- wszystko gotowe. Paritosh przyjmował wszystko ze spokojem, ale nie dlatego, że był niewinny, a dowody wręcz absurdalne, ale, że trzymał asa w rękawie. Chyba nie trudno się domyśmić, co było kartą przetargową- wysoko postawiony w policji wuj. Policjanci zamarli, kiedy usłyszeli nazwisko i szybko pozamiatali wszystkie dowody pod rozkładające się biurko, wycofano oskarżenia i przede wszystkim wyproszono ofiarę, który nawet nie próbował się sprzeciwiać i potulnie opuścił pokój, bo przecież jeszcze dzisiaj kilka ról do odegrania. Dostał etat policyjnego fantoma, ciekawe czy trupa zagrałby tak samo przekonująco. Koniec szopki.

To przykład posunięcia się do totalnej skrajności. Na co dzień policjanci korzystają bez umiaru ze swoich przywilejów- nie płacą za jedzenie, kiedy stołują się na mieście. Korzystają z usług ulicznych rzemieślników. Na każdego mają co najmniej jednego haka- niepłacenie podatków. Tak, podatki płaci się policji- ryczałtem. Ile mandatów tak naprawdę spływa do państwowej kasy? Pewnie okazałoby się, że Indie sa bardziej praworządne niż Niemcy w policyjnych statystykach. Możnaby mnożyć podobne przykłady, ale trudno mi jest ich oceniać. Bo wiem, że ich zmiany trwają czasami po kilka dni bez przerwy, że nie mają wakacji, żadnych dodatkow, podwyżek, premii, bonów świątecznych. Nic. Czy to nie frustrujące? Większość policjantów i żołnierzy to migranci z okolicznych wiosek, gdzie i tak nie znaleźliby żadnej pracy. Stąd taka determinacja, by jednak tutaj wiązać koniec z końcem.

Skoro tyle złego już padło, to dla osłodzenia wizerunku, dodam, że mimo tego, że co dziesiąty mówi po angielsku- zawsze chętnie pokażą drogę. I kolejna historia potwierdzjąca, że nic tu nie jest czarno- białe. Kolega Niehindus wracał pewnej soboty samotnie z imprezy. Niestety znajomi go zostawili nie dość, że samego, to jeszcze w stanie mocno nietrzeźwym. Po zamknięciu klubu zmierzał do domu i dalej historia się urywa. Został obudzony przez parę policjantów na ulicy, gdzie leżał nieprzytomny z rozwaloną skronią. Tym razem nie było świadków ani ofiar. Hinduscy mundurowi pomogli koledze wstać i chcieli zabrać na pogotowie. Jednak tętniący w żyłach alkohol i adrenalina pozwoliła koledze odmówić i podnieść się o własnych siłach. Policjanci zamówili dla niego rikszę i pogrozili kierowcy, by nie skasował za dużo za ofiarę ulicznej agresji.

Panowie policjanci, lepiej was mijać na drogach I co najwyzej pytac o droge.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz