czwartek, 12 kwietnia 2012

Gafy mniejsze i większe

Nie doczytałam, że Hindusi nie rozumieją ironii i wszystko, czego się od nich oczekuje należy mówić prosto z mostu, bez ogródek lub jak kto woli na chłopski rozum. Nie ma subtelnych odniesień, nawiązań do wcześniejszych rozmów czy sarkastycznych żartów. Każde słowo ma swoje znaczenie, więc po co jeszcze coś wciskać pod spód?

Przekonałam się o tym, kiedy częstowałam Hindusów swoją zapiekanką. Na dziesięć osób 90% zapytało się, czy to aby przypadkiem vegetarian, a kiedy za trzecim razem zażartowałam, że jasne, że wegetariańskie- tylko, że z jajkiem i kurczakiem, to już nie dało się odkręcić. Z jedzenia się nie żartuje, bo przecież przez przypadek można zjeść dziesiąte kurze wcielenie swej babci. Zapomniałam- z religii też się nie żartuje.

Kiedy się żartuje, to trzeba się uśmiechać, bo jak nie- to znaczy, że nieśmieszne. Jak w amerykańskiej komedii, gdzie widzowie, wiedzą, kiedy się śmiać, dzięki śmiechom publiczności w tle serialu. Tak, trzeba uważać, gdzie, z kim i przede wszystkim z czego się żartuje, bo można popełnić tłustą gafę.

Jedną z pierwszych było pytanie dotyczące znajomości przedmałżeńskiej, które to pojęcie mgliście w hinduskiej mentalności funkcjonuje. Spytałam o to, jak długo młoda para, na której ślub idę, się znała. No i fo-pa! Poznali się się, a owszem- przecież to nie żadne emiraty i arabszczyzna. Chcieć, chcą, nic wbrew woli. Ale tutaj zonk- przed ślubem widzieli się przez pół godziny i to w towarzystwie troskliwego stryjostwa! Rodziny dobiły targu na wieki wieków. i nie ma odwrotu. To moje kolejne jeszcze bardziej ignoranckie pytanie- A co jeśli się nawet nie polubią, jeśli on okaże się złoczyńcą, a ona latawicą? Są rozwody? No nie, nie ma, bo nie ma tego "jeśli". To "jeśli" wykracza poza wyobrażenie większości, nawet liberalnych Hindusów. Skoro rodziny się polubiły i ona się wprowadziła, a już jak dziecko poczęte- nie ma odwrotu. Moja wyobraźnia została mocno nadszarpnięta. 
'
I jeszcze coś mniejszego kalibru- parę moich wpadek z kapciami i szortami w roli głównej. Odwiedzając swojego landlorda w mieszkaniu weszłam bezpardonowo w klapkach. Były oczywiście czyste, bo chodzę w nich po domu. Jednak koleżanka Chinka oświeciła mnie dopiero po moim wyjściu, jak to zszargałam hinduską tradycję. Owszem, chodzili na bosaka, ale w przeciwieństwie do Polaków, nie atakowali od progu kapciami. Następnym razem więc potulnie zostawiłam japonki przed progiem, by potem nie dziwić się wrogiemu nastawieniu gospodyni.

Szorty. Jest ponad 35 stopni. Niedziela. Skończyła się woda, więc poszłam kupić. A że nie chciałam się przebierać, więc zostałam w swoich szortach. Nie były to spodenki ledwo przykrywające bieliznę, ale zwykłe szorty do połowy uda. I za te odkryte łydki i kolana dostało mi się od sąsiadki przyzwoitki. Wydarła się na mnie  piękną i krwistą hinduszczyzną. Nie wiedziałam, czy mam do czego wracać. Czy jak wrócę z wodą to mnie wpuszczą na podwórko. Jednak udało mi się z nią ponegocjować w języku ojczystym. Wskazałam na jej odkryty opasły brzuch wylewający się spod sarii i pozdrowiłyśmy się uśmiechem- tak, szyderczym. 

Za dwa przystanki przesiadka. Buzia mi się mocno uśmiecha, bo obok dobiega mnie ze słuchawek Hinduski przyodzianej tradycyjnie w sari: Papa-papa- razzi. Nie żadne bling bling bollywoodzkie hity, ale buńczyczna Lady Gaga wlewa się do uszu koleżanki. 


3 komentarze:

  1. Świetnie piszesz. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Królowa ironii w świecie bez ironii. Cóż za ironia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu. Serio, eksportujemy takich ludzi? Tekst o w domyśle głupich Hindusach (bo nie rozumiejących ironii) jest poniżej krytyki. Tekst o latawicy... Ktoś jeszcze używa tego słowa? Nie wiem, może w małych wioseczkach. Akcja z szortami i śmianiu się z 'opasłego' brzucha sąsiadki... Mam nadzieję, że nie obnosiłaś się bardzo z tym, że jesteś z Polski.

    OdpowiedzUsuń