Prezenty, prezenty. Bez tego ślub się nie obejdzie. Dostała Panna i Pan, ale i ja! Jako Ciotka z Ameryki zaopatrzono mnie w kilka gadżetów, w tym pieniądze. Broniłam się rękami i nogami, bo co, będą mi Indianie płacić? Za co? Czego ode mnie chcą!? Po długich negocjacjach pojęłam, że, jak nie wezmę to się obrażą. Ale, że ja się obrażę, to nikogo nie obchodzi. Ich jest więcej, kropka.
Ołtarzyk z ofiarami i prezentami w pokoju Panny Młodej |
Czwórka moich opiekunów i przyzwoitek |
Panna Młoda przeddzień ślubu, schowana pod kocem |
Parze Młodej na każdym kroku dawano drobne, wciskano za kołnierz, do kieszeni. Jak najmniejszy nominał- 10ki i 20ki. Setki cegiełek pieniędzy złożone jak mafijne dolary, gdzieś tam przewijały się po kątach. Ja też zarobiłam i nie wiem, czy to łapówka czy pierwsza rata za moją rękę.
Oprócz pieniędzy stosy słodyczy i najdrobniejszych religijnych statuetek. Tradycja hinduska nakazuje, by za każdym razem odwiedzając przygotowujących się Młodych do ślubu przynieść ze sobą choćby malutki upominek. Stąd łatwo policzyć, że przeciętny wujek- Hindus odwiedzający ich codziennie, raczej nie zainwestuje w złoto ani żelazko. Ciastka są ok.
Ale
chlebem też człowiek żyje, więc najeść można się było na każdym kroku,
bo szanujący się Hindus ma spiżarnię jak dla gwardii narodowej, a w tych
dniach jak dla trzech. Jednak większość posiłków pochodziła z zewnątrz.
Catering na takim samym poziomie, co w Polsce, może nawet chętniej
zamawiany. Bo jeśli można za kilka złotych kupić pana ciapaka do
klepania placków na zamówienie, to po co się męczyć i tracić czas?
Dla niektórych to była uczta życia- nie dla mnie |
Na zmywaku |
Niestety większość dań była podawana w plastikowych kubeczkach czy garnuszkach. Mimo tego, że panowie sprzątający uwijali się z kubłami, większość śmieci i tak lądowała gdzie popadnie. To nie był parkiet za sto tysięcy, ale niewygodnie się chodzi między resztkami, dzieci, brzydko, śmierdzi- nie, nikogo w tych rejonach to nie interesuje. Przyzwolenie społeczne. Wyraźnie zadowolony jedynie pies przybłęda, który wylizuje talerze. Pewnie uczta życia, patrząc na wychudzoną sylwetkę. Za firankową kotarą na tyłach, w ukropie uwijali się z talerzami na zmywaku dwaj chłopcy. Tylko, że bez bieżącej wody i bez światła. Smacznego!
Wieści już chodzą po mieście, że Panna Młoda zadowolona po nocy poślubnej. Chwała! A Pan Młody? Podobno nie uciekł.
My ciapaki |
Henna powoli schodzi z rąk i teraz wygląda, jak nieudolne bazgroły dziecka. Nikt się jednak nie śmieje, bo minie jak katar- do następnego ślubu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz